Ekspert w dziedzinie biologii medycznej i badań naukowych Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu dr hab. Piotr Rzymski podkreślił w rozmowie z PAP, że w odpowiedzi na pojawiające się warianty koronawirusa, takie jak brytyjski czy afrykański, ruszyły badania mające na celu sprawdzić czy mogą one znosić skuteczność szczepionki.
Jak wskazał, „wariant brytyjski w zasadzie w żaden istotny sposób nie miał wpływu na uzyskane wyniki. W przypadku wariantu afrykańskiego przeciwciała obecne w surowicy zaszczepionych osób zachowywały zdolność atakowania białka S i uniemożliwiania wirusowi zakażenia komórki. Ale siła z jaką działały była 6-krotnie niższa. Czy taki wynik to powód do paniki? Nie, ale wpierw trzeba zrozumieć na czym polegają takie testy oraz na czym opiera się układ odporności osoby zaszczepionej”.
Rzymski tłumaczył, że tzw. testy neutralizacji badają jedynie działanie przeciwciał neutralizujących, czyli takich, które blokują wirusowi możliwość infekowania komórek.
„Surowicę, pobraną od zaszczepionych osób, rozcieńcza się seryjnie i sprawdza w jak dużych rozcieńczeniach obserwuje się pożądany efekt. Ten 6-krotny spadek oznacza, że przy 300-krotnym rozcieńczeniu przeciwciała zachowywały swoją moc. Byłoby więc nierozsądne na tej podstawie postulować, że szczepionka nie działa. Poza tym, przeciwciała neutralizujące to tylko jeden aspekt działania układu odporności. Są jeszcze przeciwciała nieneutralizujące – one wprost nie powstrzymują wirusa, ale dzięki nim możliwe jest uruchomienie innych procesów, które prowadzą do jego unicestwienia, na przykład cytotoksyczności zależnej od przeciwciał. Wszystko wskazuje, że te przeciwciała dobrze sobie radzą w obliczu nowych wariantów” – powiedział.
Jak dodał Rzymski, „jest wreszcie odpowiedź komórkowa, silnie pobudzana przez szczepionkę. Limfocyty T cytotoksyczne potrafią rozpoznawać zakażone komórki i je niszczyć. To bardzo ważny mechanizm, chroni przed progresją zakażenia do bardziej ciężkiego stanu. Obecnie nie mamy żadnych dowodów, że nowe warianty potrafią osłabić ten mechanizm, a tym bardziej obejść”.
Rzymski zaznaczył, że mimo to Moderna postanowiła przetestować w badaniach klinicznych nową wersję swojej szczepionki mRNA, dopasowaną do tzw. afrykańskiego wariantu. Mają ją otrzymać osoby zaszczepione już dwoma dawkami. Podobne badania zapowiedział także koncern farmaceutyczny Pfizer, który poinformował, że wraz ze swym partnerem firmą biotechnologiczną BioNTech, rozpoczął prace nad dodatkową dawką opracowanej wspólnie szczepionki, chroniącą przed nowymi wariantami koronawirusa. Koncern tłumaczył, że nowa dawka, jeśli w ogóle okazałaby się potrzebna, nie zastępowałaby preparatu obecnie stosowanego w dwóch dawkach. Ma to być dodatkowa porcja, podawana w późniejszym czasie, lepiej nakierowana na nowy wariant koronawirusa. Na razie nie są znane jednak bliższe szczegóły dotyczącego tego projektu.
Dodał, że jeżeli tak będzie, „to będziemy mieć schemat postępowania, w razie gdyby pojawił się jakiś niezwykle niebezpieczny wariant, umykający działaniu układu odporności osób zaszczepionych. Zamiast wtedy się dopiero zastanawiać, będziemy wiedzieć, co robić”.
Ekspert zaznaczył, że „przygotowanie takiej nowej wersji szczepionki to kwestia dni, wprowadzenie do produkcji około półtora miesiąca”.
„Dokładnie tak powinniśmy działać: śledzić na bieżąco zmiany genetyczne SARS-CoV-2, określać ich charakter, analizować jaki mogą mieć wpływ na dynamikę pandemii i na skuteczność szczepionek oraz przygotowywać rozwiązania, gdyby spełnił się czarny scenariusz. Polujemy na SARS-CoV-2, nie dajemy mu spokoju, chcemy z nim wygrać, ale musimy starać się wyprzedzać jego ruchy. Zdecydowanie zbyt długo to on dyktował nam warunki” – podkreślił Rzymski.